18 sierpnia 2017

Płacz głupia płacz

Znacie ten moment w filmie, gdy kobieta obiecuje sobie, że już nigdy nie będzie płakała przez tego faceta, a dwie przerwy reklamowe dalej ryczy jak bóbr? No ja wtedy zachowuje się niczym mężczyzna oglądający mecz, "Co Ty *****  robisz?".  A teraz patrzę na swoje życie z boku i.. no cóż, ktoś tam na górze ma niezły ubaw, no i moja przyjaciółka też.
Moje postanowienie poszło w otchłań wieczystą i to szybciej niż sama się mogłam tego spodziewać.
Chyba nie jestem na siebie zła, że poleciało kilkadziesiąt mililitrów moich łez, że wpadłam w jakąś dziką histerię. Czasami jest taki moment, że te wszystkie złe emocje wyciekają mimowolnie. Są takie chwilę, że w głowie gromadzi się tyle złych myśli i wtedy nie ma innego wyjścia jak pójść przytulić poduszkę, zacząć płakać, czekać...

Nigdy nie uznawałam łez za wstyd czy oznakę słabości. Jak dla mnie to jest jedna z metod radzenia sobie z tym wszystkim, co jest trudne. Oczywiście nie chodzi o to, żeby siąść z założonymi rękami i niczym dwulatek płakać, ale o to, żeby  w jakiś sposób dać upust temu co w Nas siedzi. Jedni rozmawiają, inni piszą, siedzą cicho, uciekają w sport, idą na spacer, a jeszcze inni płaczą.

Metod na radzenie sobie ze stresem czy nieprzyjemnościami jest tyle co ludzi. Z własnego doświadczenia wiem, że każdy musi sobie wypracować swój sposób, ale istotne jest też to, żeby nie nakręcać się.

Stłuczesz szklankę, wyjdziesz kupić nową, zgubisz kartę kredytową, nie będziesz miała pieniędzy, wpadniesz w depresję, stracisz pracę... Dokręcanie śruby jest zupełnie niepotrzebne. Mały problem jest mały i niech taki zostanie.

W martwieniu się też trzeba mieć umiar. Najlepiej wycierpieć swoje i zająć się czymś zupełnie niezwiązanym, a przy tym zajmującym myśli na maxa. Taka czynność to... m.in. sprzątanie, to akurat może wyjść na dobre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz